1.
DREWNIANE SKETIS
Drewniane stropy i twarde deski
pod kolanami ciężar nocy. Dni
z dala przy hebanowej "Tęczy".
Nad nią, tuż, jak na przełęczy idzie z koszami
To promień? Skacząc po górach
Chyba zdaje się mówić o wgłębieniu dla stóp?
Tam, gdzie się zaczyna robić stromo
sklepienie jest szczytem. Trzeba się ciągle uczyć
rozróżniać trzy rodzaje łez.
Świt bywał żarzącą się prawdą. Skrzypiały drzwi
nie oglądało się za siebie. Puste czy pełne kwarty milczenia
jak ćwiartki chleba z solą. Nie odpowiadało na to słońce
echem.
Dłonie spacerują po sznurze. Wiązadła próśb
Są natchnieniem czy oszustwem? Odpowiedź
zależy od przybysza...?
Trzeba tu wybierać. Kopać. Uprzeć się
i ciosać. Ciosać
w tym drewnie.
2.
IN ALBIS [PORANEK]
Drewniany strop i twarde deski
Pod kolanami ciężar nocy. Dni z dala
Przy hebanowej „Tęczy”.
Wyżej jest przełęcz. Idzie przez promień
A potem ślizga się w dół. Skacząc
Po górach. Zdaje się, że przemawia
Bo wszystko zaczyna stromo się piąć. Sklepienie
Zbliża do zenitu. Trzeba umieć rozróżniać
Rodzaje łez.
Świt jest prawdą. Skrzypiącą jak zawiasy
Drzwi uchylane. W nadziei że... Jednak...
Pusto czy pełno? Ze skupieniem jest tak
Że nie odpowiada. Nawet echem.
Nawet zbyt szczupłym, jak rzemień, sandały. Wesołe kostki
Biegnące tam, przy murze – i malwa. Dłonie też, bo spacerują
Po drobnym sznurku. Wiązadła próśb
Są tu natchnieniem albo oszustwem. W zależności
Od przybysza?
Trzeba było schować się w liściach. Uprzeć się
Ciosać ścieżkę. Ciosać
jak w tym głuchym drewnie.